Imię: Amarantine, imię bez głębszego sensu i znaczenia. Ot, tak, bo ładnie brzmi.
Rasa: Kathiavari x folblut
Płeć: Klacz, to nie ulega wątpliwości.
Wygląd: Nieskazitelnie lśniąca śnieżną bielą sierć w połączeniu z niesamowicie jasnymi oczami o barwie lodowego błękitu nadają Amarantine chłodnego wyrazu. Z drugiej strony uroczo, choć w sposób pełen elegancji zagięte do wewnątrz uszy i delikatna budowa sprawiają, że klacz wydaje się być niezwykle krucha i delikatna. Żadna z cech wyglądu nie odzwierciedla jej charakteru.
Styl bycia: Myśli jedno, mówi drugie, a koniec końców robi zupełnie na odwrót. Czyni ją to dość nieprzewidywalną istotką. Może to jednak tylko iluzja chaotyczności? W końcu... w rzeczywistości wszystko ma uporządkowane; każda myśl kryje się za innymi, dębowymi drzwiami z mosiężną klamką, gdzieś w kryształowym pałacu jej podświadomości. Jej życie, myśli i zachowanie pełne są sprzeczności. Niemniej, miłe i towarzyskie z niej stworzenie. A przynajmniej przyjmijmy tak roboczo, dla świętego, bądź nie, spokoju.
Upodobania: Uwielbia i wychwytuje wszystko, co oryginalne. Właściwie sama nie wie dlaczego. Widać, tak musi być i już. Widać, jakaś niezawodna wiadoma musi istnieć na tym chaotycznym świecie.
Ma również inne zamiłowanie. Uwielbia wodę; jej chłód, przyjemne uczucie wchłaniania w jej odmęty i umiejętność odebrania ostatniego oddechu.
Czego nie lubi: Zerwanych kwiatów. Niby ładne, ale do czego to się może nadawać? Zjeść nie można, pogadać z nimi nie pogadasz, nawet się z takimi nie zaprzyjaźnisz. Zamiast tego uschną w samotności tylko dlatego, że według kogoś były piękne. Po co komu to bezwartościowe, kolorowe zielsko?
Inne*: Największy szacunek ma do drapieżników. Niekoniecznie dlatego, że się ich panicznie boi. Nie da żadnemu zdechnąć jak bezwartościowemu gniotowi; zawsze ofiarowuje mu honorową śmierć.