Docisnął się mocniej, jeszcze mocniej, byle oboje wyciągnęli z tego jak najwięcej podniecenia i przyjemności. Było coś ekscytującego w robieniu tego w świetle dnia, kiedy każdy mógł nagle ich nakryć... Vilgefortz był szczęśliwy, choć jedna myśl nie dawała mu spokoju. Zamknął ją w podświadomości jak najszczelniej i skupił się na chwili, wywijając biodrami jak tancerz, aż w końcu zszedł z niej, oddychając chrapliwiej niż przedtem, ze zwężonymi z podniecenia źrenicami. Było nadzwyczajnie. Na koniec cmoknął ją przeciągle i leniwie w wargi.